środa, 5 kwietnia 2017

A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? I tak właśnie trafił mi się rozmówca z Bieszczad. To było dziwne. W ciągu ostatniego roku poznałam więcej facetów, niż przez całe moje życie. Takich co zdradzają (bo przecież posiadanie kogoś na boku, to w sumie nic złego), i takich co desperacko prezentują na swoich awatarach swoje, bądź nie swoje, przyrodzenie. Takich, co uciekają po pierwszym hej, albo takich co po całym dniu rozmów na drugi dzień już nie napiszą pierwsi, a ja tym bardziej nie jestem tym typem co się zamierza za kimś uganiać. Tego kwiatu... Wiadomo. Byli i tacy, którzy mnie fizycznie pociągali, a raczej jeden taki. Szkoda, iż mimo że wykształcony to z jego poglądami to chyba wolałby mieć zołzę i kochankę, a nie kogoś na poważnie. Były też typowe cioty. Nienawidzę takiego typu. Co niedzielę do kościoła, w tygodniu spowiedź, droga krzyżowa. I na moje pytanie czy słucha Verby odpowiedział twierdząco. Nie muszę chyba gmerać w pamięci, by przypomnieć sobie takiego osobnika, który od słuchania tych tekstów mylił rzeczywistość. Grono cwaniaków, kupa zboczeńców, jakiś matołów po ledwo zdanych zawodówkach, czy takich palantów, co myślą, że mogą mieć każdą, ale nie mają żadnej. Pociągali mnie intelektualiści. Introwertycy z talentem muzycznym, własnymi poglądami, nie należący do otyłej grupy populacji. Twardo stąpający po ziemi, bo przecież jestem histeryczką, więc równowaga w przyrodzie musi być zachowana. Wbrew temu co czuję, wolałam tych, co nie czują nic do świata poezji, sztuki. Tak było łatwiej. Ja nie wiem jak to możliwe. Faceci wysyłali mi swoje zdjęcia! Ba, gołe klaty, bo kult ciała w dzisiejszych czasach to już plaga. Z tego wszystkiego czułam, że nawet malowanie aktów nie byłoby dla mnie krępujące. Męski świat bardzo mnie zadziwiał. Był pełen bezpośredniości. Jak ranny łoś ze złamaną łapą wędrowałam między tymi samcami, wybierając odpowiedniego. Nikt mnie nie zdołał oczarować. Jedni twierdzą, że magia internetu nie działa, ale chyba są w błędzie. Są tacy co mimo wszystko i tak potrafili oczarować. Ja i tak byłam rozdarta. Zaprzestałam kumplowania się z Panem D., a to sprawiło, że musiałam mieć z kim popisać podczas picia kakao. Właściwie, to w realu nie miałam wokół siebie facetów, krytykowałam ich za to jak wiele zła na świecie wyrządzają, a gdy zasiadałam przed ekranem komputera, to lgnęłam do nich jak głodny pelikan. Paradoks. Nic mi w życiu nie pozostało, jak próbowanie pogodzenia się z ludźmi, pożegnanie na dobre z depresją, która czasami nasilała się po tym jak zawodziłam się na tych, którzy obiecali zbyt wiele. Próbowałam z wieloma, ale nie czuję niczego. Totalnie jest mi obojętne czy kino, czy teatr. Czy zeżremy na mieście czy w jakimś bardziej kulturalnym miejscu. Mam to gdzieś gdzie zabierze mnie ten obcy ktoś. Ta obojętność mnie niszczy. Chyba szczerze nie chcę mieć nikogo, tylko boję się do tego przyznać. Nie potrafię się zmuszać, udawać czegoś co nie istnieje. Nie tak miało wyglądać moje życie, ja to czuję. Ruszanie przed siebie jest coraz trudniejsze, tak jak zasypianie nocą w tym miejscu z którego powinnam dawno się wyprowadzić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz