sobota, 2 kwietnia 2016

A może by tak...?

Od slowa, do słowa i to tak spontanicznie Norbert zaproponował spacer wieczorową porą, bądź wypad do jakiejś przytulnej herbaciarni. Właściwie... można, by rzec - mam randkę! Nie ważne z kim, ważne że idę. Albo zostaję? Decyzji nie podjęłam, ale jestem ciekawa tego jaki on jest. To, że jest przystojny i mądrze pisze już wiem. To, że może zaprosić mnie na wcinanie owoców morza tez wiem, ale ja jestem zbyt prosta by jeść takie wykwintne dania. Nawet nie wiem w czym pije się te drinki z najwyższej półki, które on serwuje sobie w weekendy. Nie mam nawet ciuchów, po które on lata samolotem aż do Hiszpani ani wysprzątanej jaskini, a on jest przecież alergikiem. Jestem beznadziejnym kopciuszkiem wiecznie ujabanym farbami, albo żygami po zachlanej nocy przepłakanej nad życiem. Sadziłam, że takie rzeczy zdarzają sie w filmach, ale są i tacy faceci, którzy mogą mieć wszystko. Moga posiadać nie tylko rzeczy materialne, ale równiez wkupic się w odpowiednie towarzystwo za odpowiednią cenę. Ja zupełnie nie pasuję do takiego świata. Nie dzisiaj, kiedy nawet tego wieczoru nie zdołam przeobrazić się w ksieżniczkę, by poudawać że mam wszystko czego zapragnę. Mój manicure wymaga naprawy, moje włosy wyglądają po prostu źle, moje popuchnięte oczy i uflumpione legginsy oraz nieświerze ciuchy w koszu do prania, to wszystko co mam do zaoferowania. A on taki czysty, w koszuli, z tym zabujczym spojrzeniem inteligenta. Za wysokie progi... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz