niedziela, 9 października 2016

Słodkolubna

Piękna niedziela. Kolejny cudowny dzień, a ja budzę się jakby na innej galaktyce i sama do końca nie wiem gdzie, a nawet kim jestem. Popierdolone to wszystko. Małe trudne rzeczy płatające figle w mojej głowie. Nieznośne myśli przy nakrytym stole, stos gorących naleśników z waniliowym serkiem, kremem czekoladowym, morelowym dżemem i innymi dobrociami. Nie wiedzieć czemu czuję się właśnie jakbym wyczekiwała Bożego Narodzenia, bo za oknem taka szaruga jak w grudniu. Wyobrażam sobie, że zaraz rozdzwonią się telefony i spadnie biały śnieg. Wyobraźnia. Za dużo napojów wysokoprocentowych buzuje pod kopuła, ale lubię to. Nostalgia. Znowu poddaje się stanowi, który wpędza mnie w zastyganie w miejscu by pomyśleć o przeszłości, by zaplanować najbliższe dni... Jakoś tak pusto i cicho nagle się robi, a myśli dobijają się i krzyczą. Kurwa, co ze mną niedobrego się dzieje? Jakiś "oszołom" jestem, jak to ojciec raczył nazywać mnie, gdy tylko odpływałam w fantazje. W końcu wyrywa mnie z tego uczucie przejedzenia naleśnikami. Warto było pałaszować, aż do bólu brzucha. Ukojenie dawała tylko nalewka, bądź leżenie brzuchem do góry na ziemnej podłodze. Paskudne przejadanie często miało miejsce, gdy coś smakowało, aż za bardzo. Słodkolubna byłam od jakiegoś czasu i to mnie pocieszało w każdych zawirowaniach życiowych, zakrętach - zwanych potocznie przeze mnie. Tak sobie umilałam to ziemskie trwanie na przekór chandrze, grypie i wszelkim smutkom, które zajadałam z każdym kęsem. Wkurzona na cały świat, potrafiłam cały dzień spędzić w cukierni i kupić tuzin pączków z różnymi dodatkami. Pałaszować rano i w środku nocy, gdy miałam akurat obowiązki na głowie, bo samo się nie zrobi, a ja nie lubię mieć już długów wdzięczności, więc brałam wszystko na klatę. Silna, niezależna kobieta, siejąca postrach jak przytupnie z obcasa. Chciałabym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz