sobota, 8 października 2016

Leczę kompleksy

Rozwijający się pod sercem pasożyt, karmiący się kobietą... Ja chyba nigdy nie będę zdolna. Zbyt dziecinna, by ogarnąć rzeczywistość. Właściwie niektórzy nie powinni mieć ten szansy... Tylko czasem się dziwie, że w papierach mam wpisanego ojca z imienia i nazwiska, i że matka też go wpisała, a ja nie miałam prawa wyboru ani nic do gadania w tej sprawie, czy chcę się do niego przyznawać przed światem czy wręcz przeciwnie. Bo jest mi wstyd, że nie kocha świąt... Oraz za wiele innych wywodów sprzecznych z tym co czuję. I po dziś dzień leczę kompleksy dowartościowując się w różnych miejscach. Dobija mnie to w święta i przed urodzinami i ogólnie w ważne dni, gdy mam na koncie małe - wielkie sukcesy, które zwykle szły w kąt, jako mało ważne, chujowe wręcz by je dostrzec, czy powiedzieć "dobra robota". Tak mnie to wkurwiało niejednokrotnie. Teraz wiem, że na miłość i kaca najlepsza jest praca. Właściwie co by się nie działo, popadałam w pracoholizm, uzależnienie od kofeiny, cukru a czasem alkoholu. Jednak miał on te skutki uboczne jak zarzygana pościel, głowa pełna wspomnień i wyrzuty sumienia... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz