czwartek, 5 maja 2016

Takie tam zwierzenia

Czuje się źle. Jestem senna, przemęczona, bardzo zmęczona życiem. Mam dość, dość tego co dzieje się wokół mnie, jak wygląda rzeczywistość która mnie otacza. Dość. Opowiedziałam wczoraj świeżo poznanemu chłopakowi o wszystkim co mnie wkurza boli i irytuje, pierwszy raz moja historia nie była stertą podrasowanym kłamstw. Niczego nie kolorowałam, jak w zwyczaju to robię. Zrzuciłam z siebie ten ciężar, bo zwyczajnie potrzebowałam takiego oczyszczenia. To jak zwymiotowanie kiedy nas mdli. Tylko zamiast do kibla, wyrzucasz te emocje na kogoś, a to co on z nimi zrobi mało cię interesuje. Po tym jak Tomek, bo tak brzmi jego imię, bardzo ogólnikowo opowiedział mi o tym jak wygląda jego codzienność wyniosłam na powierzchnię moje stwierdzenia. To nie jest rozmówca, ani tym bardziej mężczyzna dla mnie. Kolejny ideał z dobrą pracą, wykształceniem, domem i znajomością świata. Poukładany, ogarnięty. Cacy. Przeciwieństwo mnie...
Ja już miałam dość udawania tego, że mam wszystko i jestem szczęśliwa. Nie chcę grać też na litość, ale nie chcę również zmuszać się do udawania kogoś, kim nawet nie jestem. I tak się stało, że dzięki temu jak potrafiłam się otworzyć, on wcale się nie wystraszył, a wręcz odczułam wdzięczność za moją szczerość oraz to w jaki sposób przedstawiłam moją sytuację. W końcu nie codziennie czyta się takie historie, a on zwyczajnie po ludzku podbudował mnie, zamiast krytykować. Miła odmiana, szczególnie gdy zwykle ludzie po bliższej znajomości i usłyszeniu "story of my life" mówią "aha, spoko". I na tym się kończy cała nadzieja "polubienia się". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz