środa, 18 listopada 2015

Znam ten fatalny stan

Oni tego nie rozumieją, kiedy jest mi słabo i kręci się w głowie w momencie, gdy opuszczam dom. Niestety zakupy zrobić trzeba, a oni jak na złość nie kupią nic dla mnie jeśli nie pojadę. Taki był warunek! Okey, przystałam na tę propozycję, w końcu lubię zakupy. I może wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że już po godzinie na nogach zakręciło mi się w głowie. Ciemność przed oczami, ochota ucieczki prosto przed siebie i poczucie, że upadnę. Walące serce i jakiś taki niewład w nogach. Usiadłam i poczułam się lepiej. Czy to cukier spadł we krwi? Nie wiem. Bez zastanowienia wyjęłam z torebki przysmaki i zjadłam wielką tafelkę gorzkiej czekolady, a dodatkowo popiłam to mocną gorąca czekoladą z automatu. W dodatku niezbyt dobrą czekoladą... Nie nie byłam głodna, nie nie cichło mi się pic, jednak po tej porcji ruszyłam z kopyta, choć niepewnym krokiem trzymając się Jej. Miałam nic nie kupować dla siebie, ale po przemyśleniu stwierdziłam iż wypada zrobić gigantyczne zapasy na najbliższe dni, tak aby mieć wszystko co potrzebne w zasięgu reki, bez konieczności wychodzenia z domu. Moja lista zakupów która stworzyła się spontanicznie nie była długa: 14 serków / jogurcików, 20 soków w kartonikach / szkle oraz tona batonów z dużą ilością cukru, witamin i czegoś jeszcze (niestety te energetyczne to wydatek nawet 7 złoty) i jeszcze owoce, by robić pyszne smoothie. Na sam koniec doczołgałam się do apteki po Nutridrinka. Pani zza lady patrzał na mnie wzrokiem, który doskonale znam. Z politowaniem... I tak poprosiłam o dwa napoje: jeden o smaku waniliowym, a drugi czekoladowy (gdyż innych nie mieli na stanie), a każdy po 10,50! To zdecydowanie za dużo, ale co tam, kiedy ratować się trzeba. To cena za głupotę i dobrze, że nie przypłaciłam za nią życiem. Walczę z podwójna siłą i wiem, że mi się uda. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz