poniedziałek, 16 listopada 2015

Moje ciało

Początek nowego pięknego tygodnia, a waga stoi w miejscu, ale też się nie schodzi drastycznie w dół. Jest dobrze, chce się żyć. Moja mała buzia wydaje się być taka okrąglejsza, tyłek też apetyczniejszy i co najważniejsze kości nie przebijają skóry, gdy siedzę w fotelu. Wiem, że muszę przywyknąć, że wraz z dodatkowymi kilogramami w pewnych miejscach będzie mi się trochę ciało rozlewać. Ale co tam. Najważniejsze to pokonać tą cholerę, wyjść na prosto i wyrwać się z tego bagna. Dla zdrowia! A ciało zawsze można wyćwiczyć ;-) Mam nadzieję, że oznaką mojego powrotu do pełni sił będzie pojawienie się długo wyczekiwanej miesiączki. Ona jest priorytetem, o który walczę. Jedzenie zaczyna smakować i chyba rozkręciłam ochotę pakowania dobroci do buzi. Jestem silna i mam wole walki, ale nie mogę darować sobie, że tak szybko ta choroba zrobiła ze mną co chciała. Bo to jest choroba, a nie jakieś ubzduranie sobie i przytupnięcie noga, że chce być coraz chudsza. Ona wmawia mi wiele, jednak ja robię jej na złość i od paru dni staram się nie patrzyć w lustro. Gdy nadejdzie właściwy moment i zdecyduję się zobaczyć to jak wyglądam mam nadzieję, że będę kochać siebie taką jaka jestem. Akceptować ciało i je w pełni szanować. Nie chcę znów dopuścić do sytuacji, gdy walka toczy się nie tylko o zdrowie, ale także o moje życie... Tak więc głos rozsądku podpowiada, bym zrobiła sobie plan na przyszłość. Na najbliższe dni, tygodnie. To co przyniosą najbliższe miesiące jest tak bardzo niepewne, że na razie nie chcę wybiegać w przyszłość. Wiem jedno, walczę! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz