środa, 1 listopada 2017

Oficjalnie pożegnałam to co było. Poznanie faceta, z którym od ponad tygodnia wisiałam na słuchawce telefonu było desperacją. Za bardzo przypominał Sebastiana w sposobie jaki definiował szczęście, to jak wyrażał swoje myśli, a nawet sposób życia sprawiał, że obrzydzało mnie to. Zwyczajnie potrafił tak wiele dziewczyn przelecieć, myśląc, że jest bogiem. Starszy, dojrzały, konkretny. Zbyt idealny, a jednak jakiś budzący niepewność. I dobrze się stało, że czując: "to nie to", potrafię zrezygnować. Mógł dać mi cały świat, ale ja chciałam tylko spokoju. Nie pasował do mnie, nie chciałam wmawiać sobie czegoś, bo albo to czuję albo nie. Nie spotkam się mimo bliskiej odległości. Za dużo "nie" w tej znajomości. Dziwiłam się samej sobie, dlaczego wcześniej nie zrezygnowałam, ale cóż... Ja i tak pocieszałam się już u kogoś innego, kto zaczynał być dla mnie kimś ważnym. I nie chciałam się budzić z tego snu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz