wtorek, 5 lipca 2016

Nie uwiera

Zwlekłam się z łóżka już przed 6 rano. Jakieś tam śniadanie, którego wolałabym nie pamiętać, zakupy w markecie i wielkie nic poza tym. Całe atrakcje jakie na dzisiaj przewidziałam to wieczór z książką, o ile nie zasnę oczywiście nim zacznę czytać. 

I w sumie znowu siedziałam na tyłku marnując kolejny dzień nad rozmyślaniem o sensie życia. Chciałam dokonywać zmian, wielkich i widowiskowych. Miała nadejść rewolucja burząca to, co było dotychczas, na rzecz tego co miało narodzić się tysiąc razy lepsze tu i teraz. Plany, by móc zacząć od nowego miesiąca, od poniedziałku ewentualnie od wczoraj, rzuciłam gdzieś w kąt. Te dni już minęły, są daleko za mną, więc może by tak poczekać do następnego poniedziałku? Dla mnie to ważne, by ustalony plan zrealizować od początku do końca bez ewentualnych odstępstw. Nieustannie chciałam zaczynać coś nowego pomimo iż nie potrafiłam uporządkować starych spraw. Brakowało samozaparcia, chęci a nawet siły do życia. Albo poprawiałam przeszłość ubarwiając jej niektóre momenty, by w sumie wyszło, że nie mam tak źle jak to sobie ciągle mówię. Koniec pierdolenia!

Humor nadal nie dopisywał. Po nieudanych zakupach niedopasowanego koloru szminki do mojego typu urody zatraciłam wiarę, że cokolwiek do mnie pasuje. A przecież testowałam przykładając końcówkę do ust, mazałam testerem po zewnętrznej stronie dłoni, a wyszło jak wyszło. Uśmiech gasnął, a ja tak łatwo wpadałam w zwyczajne niezadowolenie i rozczarowanie tym, co mnie otacza. Bielizna coraz bardziej uwierała, wrzynała się, wstrzymywałam więc oddech powodujący zawroty głowy. Niezawodny niegdyś sposób na nic się zdał. Czekolada już nie cieszyła, bo jak niby ją pić skoro tak ciepło jest na zewnątrz? Za oknem skwar, cholerna temperatura na wielki plus, duszące powietrze takie samo jak rok temu. Ciężkie, powodujące senność, potęgujące lenistwo, z którym walka nie miała końca. Realizacja zmiany wizerunku, stylu życia oraz bycia "healthy and fit" chyba nie był dla mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz