wtorek, 7 czerwca 2016

Od słodziaka do buraka

Zaczęłam kochać poranki w prawie uprzątniętym pokoju. Leniwe, w piżamie, z kubkiem gorącego kakao i przy otwartym oknie przez które wpadało świeże powietrze. Z dobrą starą książką i planem dominacji nad światem, czułam, że mogę być jeszcze kimś!

Muszę to przyznać. Poranne śpiewy ptaków służą wyśmienicie na nieszczęśliwą duszę. Wyczuwałam błogi stan jednym ze zmysłów i pozwalałam sobie rozkoszować się chwilą zaciągania zapachem wiosny. Karmiłam słońcem głodne komórki ciała ciesząc tym samym serce i radując spragnione życia oczy. One też chciały oglądać tylko dobre strony codzienności, a nie te szare, złe i brudne życie jak dotychczas. Byłam o wiele za długo przesycona negatywnymi bodźcami, a kwitnące wokół życie upewniało mnie tylko w przekonaniu, że warto się odrodzić.

Podwinęłam więc rękawy i postanowiłam wyplewić chwasty z mojego życia. Wypłoszyć kwaśne cytryny, pozbyć się buraków czy nawet głąbów kapusty. Żaden miszmasz nie wchodzi w grę. Szczęście jest w zasięgu moich rąk, muszę w to tylko mocniej uwierzyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz