wtorek, 12 stycznia 2016

Już prawie wiosna

Po tym jak prawie umarłam i prawie byłam martwa jak rozjechany gołąb wyczekuję na wiosnę. Naprawde wczesną wiosnę i te pierwsze oznaki budzącego się na nowo życia. Wczoraj znów usłyszałam piosenkę, która przypomniała mi o najwspanialszym etapie mojego życia, choć nie jestem pewna czy tak aby było na pewnio. Może po prostu lubię nucić znane melodie, które nie wywołują u mnie lęku przed nieznanym? Nie wiem tego. Nie wiem niczego i nie jestem nawet pewna czy obudze się jutro. Jednak jak wszystko przekalkuluję, to na złość innym wolę żyć niż nie. Bo tak, bo mam taki kaprys, bo chce jeszcze pomęczyć pare osób, choć ostatnio to stronię od ludzi. Nie mam w sobie tyle siły, by dawać innym coś z siebie, to i tak się nie zwraca. Po prostu.
Chyba jestem zmęczona życiem wśród ludzi. Ja meczę ich oni mnie. Tak wychodzi... Najbardziej jednak to mam dość kiedy w snach pojawia sie Sebastian. To nigdy nie zwiastuje niczego dobrego, a ja najzwyczajniej brzydze się nim. Taki mam odruch. Może wszystko dlatego, że poznałam go face to face i ten jego styl bycia totalnie mi nie leżał. Tylko szkoda, że widzę to po tak długim czasie. I wszystko, co mi po nim zostało to miłośc do alkoholu. Choć i z tego już chyba sie wyleczyłam, popadając w nowa chorobę... 



Wiosna to dobry początek, a zarazem koniec czegoś. To jakaś nadzieja na cos lepszego, po tym jak na swojej drodze spotykam tyle trudności i tyle osób, które potrafią popsuć nawet najfajniejsze pory w roku. Na szczęście ta pora nie kojarzy mi się z niczym, ani z nikim. To dobrze. Będę mogła stworzyć coś na nowo, co mam nadzieję będzie mnie cieszyć. Choć trochę bardziej niż rok, czy dwa lata temu. Smuteczek odszedł, ale zamiast niego nie pojawił się uśmiech...  Ja wiem... Zawsze taka byłam beznadziejna w tym swoim stylu bycia. Wkurwiająca. Im bardzij miła bym bardziej wykorzystywana, by ktoś czerpał korzyści i odpychana. I tak z kazdym dniem popsuło sie coś we mnie... I została nadzieja i smuteczek na twarzy pod perfekcyjnym makijażem.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz