wtorek, 10 listopada 2015

Czas na śniadanie

Wstałam. Pobudka tuż przed 7. Pierwszy raz od tygodnia przespałam spokojnie cała noc (z jedną małą przerwą na siusiu). Brzuch taki płaski, a przecież jeszcze wczoraj tak bardzo dużo zjadłam. Nie wiem gdzie to wszystko zmieściłam, no ale dałam rade. Widocznie żołądek się znacznie rozciągnął. Pierwszy raz od ponad tygodnia nie boli mnie tam gdzie mam serce. Jestem jakby spokojna, mam energie i póki co nie odczuwam, że przytyłam ten kilogram (w ubraniach). Czuję, że wszystko jest na dobrej drodze - ku zdrowiu. Spożywam normalne posiłki, normalne porcje, a między czasie wybieram kaloryczne cukierki. Ciężko wchodzą we mnie słodycze. Zwykle kończę na dwóch dziennie. Są zbyt słodkie, jem je bez emocji, nie smakują tak jak dawniej. Nie cieszą. Poza tym zęby mnie bolą od tego słodkiego, ale coraz mniej te kalorie uwierają na psychice. Wczoraj Nutella posmarowana na chlebku przestała mnie obrzydzać. Zjadłam z zamkniętymi oczami, a kubki smakowe nie doznały już takiego szoku jak było to jeszcze parę dni temu. Widocznie już przywykły... 
Nie wiem jak będzie wyglądał ten dzień, ale wybieram się na śniadanie. Bułka z masłem (luksus, bo jest masło) i białym serem. Do tego łyżka miodu, cynamon i odrobinę gorzkiego kakao. No i kawa Inka, którą piję drugi raz w życiu. Jest naprawdę pyszna! Oby do przodu. Czuję, że będzie tylko lepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz