środa, 11 listopada 2015

Mam to w głowie

Długa noc za mną, ale nie taka straszna jak wszystkie pozostałe. Zasypiałam przy zapalonym świetle, a to sprawiło, że jakoś mniej bałam się ciemności. Ja stara, bałam się umierania. Obawiałam się kolejnego ataku, bólu w klatce piersiowej, niskiego ciśnienia schodzącego poniżej 80/40 i momentu, gdy nie potrafię tego okiełznać. Każdy wysiłek sprawia, że spalam kalorie. Nawet posty staram się pisać na raty, ponieważ zbyt często przychodzi moment kryzysowy, a mnie robi się słabo. Mam wrażenie, że nawet takie "banalne' czytanie czegoś na internecie zjada mój mózg od środka! Nienawidzę tego uczucia... Dziś plan jest prosty. Jeść i nie przejmować się dostarczonymi kaloriami. Po woli zaczynam się uczyć smaków i czerpać radość z tego, że po twarzy wydaję się być okrąglejsza, a kości nie przebijają mojego tyłka gdy siedzę na fotelu czy leżę na plecach. W sumie, od niedzieli wyglądam "apetyczniej", a moja skóra wreszcie przestała się sypać. Inni znowu narzekają, że nadaj jestem blada i mam podkrążone oczy, ale ja tego nie dostrzegam. Nie wiem dlaczego. W sumie cieszy mnie fakt, iż po woli jem normalne posiłki, a w międzyczasie podjadam słodycze jak każdy normalny człowiek. To wszystko siedzi w głowie, a skoro ta suka mogła wmawiać mi złe rzeczy, to muszę z nią walczyć i ją pokonać. To ja muszę przejąć kontrolę, a nie ona. To moje życie i nie mogę pozwolić sobie, by dać się zniszczyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz