Lafirynda z wiejskiej dyskoteki podeszła do nas i zaczęła trząść tyłkiem na wszystkie strony, aż zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Był ubaw na całego. Aż pachy zaczęły być mokre, oraz pot lał się po tyłku. Uwielbiam takie sytuacje. To wszystko wydarzyło się wczoraj, kiedy ja i moje Potworki uczciliśmy ważny dzień w moim życiu. To był dobry dzień. Jeden z tych które zostawiają w pamięci na długie długie dni, a nawet lata. Był alkohol, była impreza na całego. Łeb mi trochę pękał nad ranem i prawie zarzygałam całą pościel, ale to nieistotne. Miałam przy sobie ludzi, dla których nawet mój stan upojenia alkoholowego nie robi wrażenia i nie myślą, by w pierwszej kolejności wyciągnąć swój szpanerski telefon i nagrywać całe zdarzenie, by tylko mnie upokorzyć.
Część dzisiejszego spędziłam z Potworami na odsypianiu imprezy. I nie mogę narzekać. Nawet zapełnili mi lodówkę żarciem z długim terminem ważności oraz napojami gazowanymi jak i wodą niegazowaną. A uwierzcie, to nawet sporo jak na moje skromne potrzeby, gdy jem mniej niż jaskółka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz