poniedziałek, 27 lutego 2012

Sen dobry na wszystko

Matyldo? – Zawołałam lekko nieprzytomna, gdy byłam prawie pewna, że właśnie gdzieś wyszła zostawiając mnie samą w mieszkaniu, udostępniając fotel i laptop.  

***

Wołałam… Nikt się nie odezwał, a mój głos wydawała się bardzie irytujący niż zwykle, gdy odbijał się od tych pustych ścian. Zostałam sama. Sama z milionem pędzących myśli, nadgryzionym kremowym ciastkiem i stygnącą kawą. Dziś wyjątkowo bolały mnie wszystkie mięśnie całego ciała. Każda komórka, każda najmniejsza cząstka. To paraliżuje, drażni, wzbudza chore myśli. Znów te okropne zmienny pogody, są skutkiem tego jak się czuję. Nie mogę sobie czasem z tym poradzić… Wtedy chowam się pod koc, zastygam w bezruchu i próbuję zasnąć…



To na nic. Nigdy mi to nie pomaga, choć zawsze próbuję. Zawsze łudzę się, że wymuszając zaśnięcie, wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, lecz… ja chyba cierpię na bezsenność. Więc to zmienia postać rzeczy, komplikując wszystkie moje cudowne założenia, że sen będzie najlepszym lekarstwem na wszystko…

Wróciła właśnie Matylda. Cała trzęsąca się z zimna, trzymając w ręku małe opakowanie z jakimi lekami na uśmierzeniu bólu. Wszystko z myślą o mnie, że ja – jak małe, bezbronne, schorowane i bezradne zwierzątko, potrzebuje opieki.
Cudowna z jej przyjaciółka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz