poniedziałek, 5 grudnia 2011

Kolorowe pudełka

Obudziłam się o 5 nad ranem.

Za oknem było szaro, krople deszczu uderzały o szybę. Wszystko przypominało koszmarny senny z którego nie mogłam się obudzić. Straszne…

Na domiar złego, wszystko mnie bolało. Wczorajsze poszukiwanie prezentu na Mikołajki  dla moich cudownych potworków naprawdę mnie wymęczyło. Ale to nie koniec tej masakry. Ból głowy bardzo się nasilał. Myślałam, że za chwilę eksploduje mi czaszka i rozwali się na małe kawałki. Znowu miałam migrenę. Taaaak. Doskonale znałam ten stan. To właśnie wtedy jestem najgorszą jędzą…

Zostałam w domu. Sama wśród czterech ścian, popijając gorącą czekoladę. Ale nie powiem, że się leniłam. Musiałam ładnie opakować prezenty dla Matyldy, Zuzy i Oskara. Wspaniałe, kolorowe paczuszki dla każdego z nich miały sprawić, że na sam widok i rozpakowanie pojawi się uśmiech na ich twarzyczkach. Zasługiwali na chwilę szczęścia chociaż w taki dzień.



Pomyślałam też o NIM. Tak. Właśnie, tak. ON jest gdzieś daleko, tam… W przestrzeni wirtualnego świata, gdzie mogę go spotkać, porozmawiać. I nawet się nie lubimy. ON jest, ja opowiadam. Później jakby nigdy nic, kończymy „rozmowę” (o ile taki monolog można nazwać rozmową) i każdy idzie w swoją stronę. Gdyby tak czasem… ta bariera znikła, ten dystans… to byłaby niespodzianka. Ale właściwie, dobrze jest jak jest… Jest tylko moim psychoterapeutą, kimś komu mogę powiedzieć o najgłupszych pomysłach jakie wytworzy moja wyobraźnia… Ale cóż… ON nie istnieje tu, tylko tam…

Jednak wracając do rzeczywistości… To dobrze że, tegoroczne Mikołajki spędzę z moją bandą. Znowu zaszalejemy, obrzucimy się popcornem, będziemy śpiewać i śmiać się aż do bólu. Będzie się działo!

A ja wracam do sprzątania!

1 komentarz: