niedziela, 4 grudnia 2011

U Matyldy

Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się późne popołudnie.

Czas płynął niezwykle szybko, gdy z całą bandą Potworków przesiadywaliśmy u Matyldy w domu. To niecodzienne doświadczenie, być zaproszoną przez nią samą… Wiem, wiem. Jej dobre intencje musiały mieć drugie dno. Takie, którego całkowicie nie spodziewa się nikt z nas…

Przez całe spotkanie obserwowałam jej ruchy! Czekałam tylko, aż niepowstrzymana wypali coś głupiego, jakąś nowinę, zaszokuje nas, a na koniec doda, że tylko żartowała. To było w jej stylu. Wszystkiego się można było spodziewać.

Około szesnastej zamówiliśmy dwie duże pizze, z dostawą do domu. Matylda podała nam schłodzone napoje w puszkach. Oczywiście, nic z alkoholem, w obawie o to, że jutro nie będziemy mogli utrzymać pędzla w dłoni. Cwanie to wszystko zaplanowała, a ja wiedziałam, ze coś musiało być na rzeczy.

W międzyczasie graliśmy w pokera, w wersji „nie rozbijanej”, a w tle płynęła j-rockowa muzyka. Muszę przyznać, że wszytko było ze smakiem i wyczuciem gustu… Czas mijał nadzwyczaj szybko, z nutką przewidzianego szaleństwa, jednak coraz bardziej wyczuwałam zbliżającej się wiadomości!

Nasza wspaniała przyjaciółka musiała pochwalić się nową zdobyczą. Tak! Nie mogła spokojnie… To było niezwykłe aktorstwo. Wstała z kanapy i powiedziała: „uwielbiam was moje Potworki”. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Zawiązała nam opaskę na oczy i zaprowadziła nas do swojego tajemnego pokoju. Mini sala kinowa z projektorem… Zaszokowała. Tak, pozytywnie. Teraz u niej będziemy robić wieczorki filmowe…

Ale bajer!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz