środa, 22 czerwca 2016

Hej, hej, pa, pa.

I kiedy nastaje poranek, moja głowa jest wypróżniona z tych wszystkich myśli, które kłębiły się w jeszcze poprzedniego wieczora, tuż przed zaśnięciem. Pustka. Dudniąca pustka z która nie zawsze potrafiłam się uporać, po otwarciu zaropiałych oczu. 

Tak to też bywa po dniu, w którym odbyłam z trzydzieści kilka rozmów z przypadkowo poznanymi ludźmi w internecie. Szaleństwo. Odmienne poglądy na świat i życie, dominujące egoistyczne podejście to coś co charakteryzuje "pokolenie tabletów". Ludzie w dzisiejszych czasach potrzebują silnego bodźca, takiego tu i teraz. Nie wystarczy mieć coś mądrego do powiedzenia, najlepiej jeśli to wygląd wysuwa się na pierwszy plan. Wzrokowcy, poszukiwacze memów, obrazków, w gruncie rzeczy nie lubiący zmuszać się do myślenia nad tym po co właściwie żyją oraz co jest ich celem na przyszłość. To za trudne pytania. Wolą wiedzieć jaką bieliznę ma na sobie ich rozmówczyni, a najlepiej byłoby jeśli mieliby przed sobą doświadczoną 16-latkę gotową umówić się byle gdzie i wiadomo w jakim celu.

Po części poprzez szybkie rozmowy chciałam się dowiedzieć czegoś nowego o sobie, o tym jak jestem postrzegana przez obcych. Nie wyszło tak jak sobie planowałam. Z łatką desperatki i szaleńca wypaliła się ochota na zawieranie nowych znajomości. Straciłam energię tak samo jak trafiłam ją pisząc z Tomaszem, chociaż właściwie to on pisał, a ja zlewałam go zwyczajnie zapominając, że "prowadziliśmy rozmowę". Nie chciałbym być na jego miejscu, ale gdy ktoś nie jest dla nas ważny, zaniedbujemy go. I już, proste, banalne. Przecież ja mówiłam często "sorry, nie mam czasu, muszę lecieć". Kłamczucha. Przecież, jeśli ktoś jest dla ciebie wszystkim, to staniesz na rzęsach, zrobisz coś co masz do zrobienia szybciej, by tylko wygospodarować sobie te pięć minut na wymianę paru ciepłych słów. Spotkać się czy umówić - cokolwiek, by podtrzymać relację. Jeśli opowiadasz komuś o swojej codzienności to zapraszasz go do swojego świata w jakim żyjesz, chcesz by po części w nim uczestniczył. Ja nie chciałam, stąd opowiadałam o sobie coraz mniej. Właściwie to sztucznie podtrzymywałam rozmowę głupim "aha", aby tliła się i wypalała zarazem tylko nie wyszło, że to ja zawaliłam. Nie chciałam brać odpowiedzialności za to co i tak miało się wydarzyć. Nie wiadomo tylko w jakim czasie.

W gruncie rzeczy te szybkie i krótkie pogaduszki z obcymi wiele mi uświadomiły. To taki tani zapychacz głodu emocjonalnego, relacji człowiek z człowiekiem. Płytkie, nic nie znaczące wymiany niechęci wobec siebie lub udawanych uprzejmości... Tylko po co to wszystko? Do czego to prowadzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz