W powietrzu
unosił się zapach spalonej jajecznicy, gdy odwiedziły mnie Potworki…
Otworzyłam
skok pomarańczowy i porozlewałam do plastikowych kubeczków. Wszyscy razem, jak
na przyjaciół przystało wznieśliśmy toast, za nadejście pięknego dnia… Muszę przyznać,
że nienawidzę soku pomarańczowego, ani z innych kwaśnych cytrusów, ale robiłam
dobrą minę do złej gry… Przełknęłam parę łyków zimnego nektaru i wiedziałam, że
najlepsze jeszcze przede mną…
Po
skończonym „śniadaniu” Oskar zafundowała nam drugie śniadanie w kawiarni i
ogłosił kolejną cudowną nowinę. Uśmiechnął się tajemniczo i powiedział o nadejściu planów na otwarcie
nowej wystawy w jego galerii. Oczywiście jestem zaproszona do współtworzenia dzieł
artystów, co daje mi kolejne możliwości wykazania się w tak niesamowitym gronie…
Teraz
wszystko będzie dobrze. Może życie zaczyna się układać i z każdym dniem do
mojej palety kolorów dokańczają nowe barwy.
Co za
szczęście, że mój żywot nie kończy się tylko na malowaniu i włóczeniu się po
sklepach. Mam fenomenalne Potworki i mam JEGO (tylko proszę nie wmawiać mi że
tym „cudem” jest Oskar!) . Wyjątkowego mężczyznę, którego poznałam w dość
nietypowy dla mnie sposób…
Wiem, że
już nawet ten okropny sok pomarańczowy nie jest mi straszny. Mam w sobie
ogromną siłę, przezwyciężającą smutki i wszystkie wcześniejsze zmartwienia…
Oby było
już tak zawsze…
Dobrze że ci się układa ;D
OdpowiedzUsuńobserwuję jak możesz to dodaj się u mnie zależy mi ;**
Kocham tą twoją tajemniczość... :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń