Szczególnie takich, które zaczynają się przed siódmą. Zawsze wtedy jestem w kiepskim humorze, niekorzystnie wyglądam i najchętniej nie wychodziłabym ze swojego pokoju. Jednak dziś w tym okropnie zapowiadającym się poranku, było coś cudownego i bardzo niezwykłego.
Wyjrzałam przez okno i sądząc po kolorze, słońce przypominało ogromną pomarańczę. Taką dojrzałą, i wcale nie tak bardzo kwaśną jak zazwyczaj. Ten soczysty pomarańczowo - żółty kolor wypalał mi gałki oczne… To jak bardzo zimna woda na przebudzenie, tylko w postaci tak intensywnego koloru, że dociera aż do mózgu. Przeszywa całe ciało i paraliżuje je. Szok!
Najchętniej właśnie teraz, wybrałabym się w piżamie na miasto, by móc uwiecznić ten obiekt. Ale z racji tego, że zachowałam resztki zdrowego rozsądku i rozumu, to coś wewnętrznie mnie powstrzymało. Wymieńmy czynniki które uniemożliwiają mi zrealizowania tego planu: na zewnątrz jest zimno, moje włosy od razu po wstaniu wyglądają koszmarnie i czuję się jak zoombie. Wyżej wymienione bodźce wskazują na to, że opuszczenie mieszkania w tej chwili było by miazgą na mojej psychice.
Totalne szaleństwo! Musiałam przecież jakoś odreagować wczorajszy dzień! Nawet kupiłam kilka pomarańczy, by wycisnąć z nich świeży sok, bez dodatku cukru i konserwantów. A jutro zacznie się jazda. I to bez trzymanki… Oczywiście z Matyldą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz