Napisałam do niego… Nie pytał o szczegóły. Nie obchodziło go po co piszę, kim ja w ogóle jestem. Przecież, istnieję tylko jako pewien element w tej psychologicznej układance…
To sprawiało, że czasem zastanawiałam się, czy to wszystko jest prawdą. To czy ON nie jest tylko przez mnie zmyślony i żyje gdzieś w mojej chorej wyobraźni. Jest jak dobry środek na uśmierzeniu bólu. Jak psychoterapeuta, który pozwala mi na opowiadanie najgłupszych historii z życia. I wszystko to czyta. A przynajmniej, sprawia takie wrażenie. A sam fakt, że istniał w zupełności mi wystarczyło.
Na koniec krótko podsumował mnie. I ustaliliśmy jedną zasadę… Nie będę opowiadać mu o pismach kobiecych i operach mydlanych!
Zgodziłam się…
***
Matylda uważa, że to szaleństwo. Nie, nie chodzi o NIEGO! Chodzi o mnie. Tym razem ona ma już plan. Ona ma pomysł. A ja coraz bardziej przerażam się że mam taką przyjaciółkę. I boję się, że nadejdzie taki czas, że ona mnie wykończy… Psychicznie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz