To takie brutalne, gdy chce mi się spać, a mam już plany na cały dzień. I nawet gdybym miała jeszcze jedną dobę to i tak nie dam rady.
Muszę malować. Oskar powiedział, że terminy nas gonią, a ja nie mogę być taka leniwa, bo z mojej wystawy prac będą nici…
Miałam zająć się tym wczoraj. Wieczór był zimny, miałam być sama ze swoimi myślami, sztalugą i ciszą pośród czterech ścian. Dlaczego zawsze tak jest, że gdy chcę być sama, komuś przypomina się o moim istnieniu? Tego nigdy nie mogłam zrozumieć. Uznawałam to więc za złośliwy wybryk, a rzadziej myślałam, że to tylko czysty przypadek…
Tak było właśnie wczorajszego wieczoru, gdy banda moich cudownych przyjaciół wpadła na ten sam pomysł. Nie spodziewałam się, że wpadną do mnie w butach i zrobią totalną masakrę. W parę minut zdemolowali moje ciuchy, szkice i cały schemat poukładanego planu dnia, a raczej wieczorku.
Powinnam była zareagować. Wiedziałam, że nie należy mieszać spraw służbowych z towarzystwem przyjaciół. Na szczęście zajęłam ich filmem. To co, że oglądaliśmy go po raz szósty. Osobiście się nudziłam, i miałam tylko cichą nadzieję, że nie będą mieli ochoty rozmawiać o tym co się tam działo.
Przetrwałam. Obyło się wypraszania ich ze wzglądu na późną porę.
A dziś jestem zupełnie nieprzytomna. Moje pokręcone plany miały marną szansę na realizację. Zostały odrzucone w kąt, w niepamięć, w miejsce gdzie znalezienie ich na nowo będzie kłopotem dla umysłu i ciała, które po wczorajszym dniu czuje się obolałe.
Mam teraz wielką ochotę na gorącą czekoladę w towarzystwie siebie samej. Może później zlituję się i zadzwonię do Matyldy, w celu zakomunikowania jej, że moja prace jest skończona. Tak, ta praca którą malowałam nieprzytomną wyobraźnią, na wystawę dla Oskara.
No, proszę. Wszystko zaczyna się układać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz