środa, 7 sierpnia 2019

Nagle poznajesz kogoś, oboje przedstawiacie się jako single, jest miło i wszystko się klei. I kleiło by się pewnie nadal, bo w końcu spotkanie z obecnym na dobre uświadomiło dwóm stroną, że nic z tego nie będzie. I kiedy to jest tak jasne i klarowne, to nagle okazuje, się że pewien facet którego olałam jakieś trzy tygodnie temu, bo w końcu ma narzeczoną, nagle od tygodnia odświeża kontakt, a raczej stara się. I z tej niechęci do pisania z kimś zajętym rodzi się tajemnica, jakaś ciekawość siebie, może pożądanie. Wszystko niewinne, bo dałam się namówić na rozmowę. W sumie gdzieś mam to, że ma narzeczoną. Zaczyna być niebezpiecznie miło, otwieramy się przed sobą.

Do dziś byłoby miło... gdyby nie to, że zaprosił mnie na pewnym portalu do znajomych to nie uświadomiłabym sobie tego, jak bardzo przystojny jest. Najbardziej zabolało mnie to, że ma śliczną partnerkę, a na każdym zdjęciu bije szczęście. Podobno nie przejrzałam wszystkiego, jedno zdjęcie niżej i trafiłabym na epizod ich zaręczyn, ja to mam wyczucie, że stanęło zdjęcie przed uwiecznieniem tej wspaniałej chwili. Zabolało mnie to bardzo, nie potrafiłam opanować emocji, prawie się rozpłakałam. Nie wiem dlaczego. Miał w sobie coś, co sprawiło, że poczułam zazdrość. Od dwóch dni, może trzech miałam jakieś zamyślenia na jego temat, wpadł mi w oko i oboje nie pisaliśmy tego wprost, ale spotykając tu i teraz myślę, że rzucilibyśmy się na siebie - albo tylko ja to tak odbierałam.

I życie lubi płatać figle, że pisałam z kimś kto jest wolny, ale w oko wpadł mi ktoś kto w zaledwie parę dni od razu po przebudzeniu sprawdzałam czy to Pan, który ma narzeczoną właśnie do mnie nie napisał. Byli ze sobą tak długo, że raczej nie ma szans, bym zajęła jej miejsce. Podobał mi się i stwierdziłam to już od początku, gdy podzielił się zdjęciami swojej sylwetki, a później jak nakręcona wyginałam się przed lustrem, by sam stwierdził, że jestem w jego typie, że mu się podobam. To chore, ale nawet przy trochę bliższym poznaniu, nie liczyło się dla mnie że ma kogoś, że łączą ją z nią deklaracje, obietnice, nadzieja na budowanie wspólnej przyszłości. Te ich wspólne zdjęcia mnie dobiły, ciężko mi było powstrzymać łzy... tacy piękni, tacy doskonali.

Od dnia poznania po dzień dzisiejszy wiedział, że i tak nie zajmę jej miejsca, ale czułam po sobie, że jest ze mną grubo, że pragnę go poznać, zatrzymać trochę na dłużej. Zupełnie odtrąciłam mojego fascynującego singla, potrafiłam o nim zapomnieć, nie przywitać się cały dzień, mimo, że się dobijał, a wyczekiwałam tylko na wymianę przyjemnych słów z kimś, dla kogo pewnie jestem ciekawym obiektem westchnień, kiedy w związku zawiało nudą. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz