piątek, 11 listopada 2016

Pyszka, git, majonez.

Bez humoru. Albo z wielkim humorem zasiadałam przed telewizorem, rzucałam nogi na pufę i przerzucałam kanały. Zalałam nawet wrzątkiem owsiankę, a na fatalny poranek będzie jak znalazł. Micha puree z banana i inne smaczki, to co tak bardzo lubiła, gdy musiałam zajadać śniadanie na wynos. Gnałam przed siebie, a całe to zamieszanie które miałam doprowadzało mnie do wewnętrznej rozpaczy. I tak sobie pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, a skoro mogę sobie coś wyobrazić, oznaczało to, że mogłam również to zrobić. To było durne, że dwaj kumple od jednego kieliszka przyrzekają sobie takie durnoty, ale raz się żyje. Nic nie jest dane na zawsze, więc i na rozczarowania byłam przygotowana nawet bardziej niż na sukcesy, ale nie miałam nic do stracenia. Spokojna głowa. Najwyżej znowu napiszemy o swoich rozterkach i odciskach w pamiętniku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz