piątek, 18 listopada 2016

Kamień w bucie

Podchodziłam zbyt emocjonalnie do pewnych spraw, zamiast podejść na chłodno. Robiłam przez to głupstwa, z których czasem nie wychodziłam cało. Nie rozumiałam siebie w momentach, gdy mogłam zrobić wszystko tylko dlatego, że komuś patrzało się dobrze z oczu. Przysługa za przysługę nie była  zawsze dobra. Brałam nogi za pas w tym dążeniu gdy czułam niebezpieczeństwo, a do celu bez męskiej głowy nie zaszłaby za daleko. Niestety, tylko na babskich radach nigdy nie wyszłam dobrze, więc mój kontakt z damską częścią świata ograniczył się do minimum. Nie doceniałam niegdyś, jak ważny jest przyjaciel, który właśnie w blasku sukcesów dobrze mi życzy. Pamiętam jak dziś bezcenne rady babuni mówiące, że z sukcesem odnajdą się "nowi przyjaciele" i niewątpliwe wiele w tym było racji. Nikt dla mnie wtedy nie chciałby dobrze, ale dla siebie czerpiąc przy tym garściami korzyści. I tak dostając w dupę podobno uczyło się życia. Ja tam nie wiem, ale mnie porażki rujnowały na wiele tygodni, potrafiłam wyrzucić wszystko na co długo pracowałam zawalając nocki, ale smak niezadowolenia był dla mnie bardzo dotkliwy. Pewnie to wina surowych rodziców wiecznie niezadowolonych z tego jaka byłam przez wszystkie lata, robiąc to co lubię najbardziej. Psycholog miałby ręce pełne roboty przy tak beznadziejnym przypadku, jednak chyba nie jestem gotowa obcemu komuś opowiadać o tym co mnie boli, uwiera jak kamień w bucie, do którego przywykłam już szmat temu i dobrze mi tak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz