czwartek, 27 października 2016

i dobrze

Ale ten czas zapieprzał. Jakoś bez różnicy już mi było czy środa czy piątek. Pracoholizm, przy którym doba wydaje się być za krótka, bo dopiero co wstałam z wyra, a już muszę się kłaść spać. Między śniadaniem, a późną kolacją odnajdywałam czas na głupoty, rozmowy, uśmiechy, wiadomości. Niezałatwione sprawy ciążyły, terminy goniły, do świąt wcale nie było tak daleko, a nim się nie obejrzę nastanie zima, chociaż nie nacieszyłam się piękna jesienią, która wyjątkowo pachnie w tym roku. Tak sobie postanowiłam, wykreowałam i zaplanowałam, by nie tworzyć świata z iluzji, wywalić kawę na ławę bez zbędnego pieprzenia farmazonów. Jedną nogą już w nowym roku, z głową pełną kolejnych planów, bo to nie był przecież mój rok. Jak co roku marnuje cenne dni na pierdoły i nawet nie żałuje, że zasnęłam pewnego sylwestrowego wieczoru w fotelu przed północą. Co najwyżej zgubiłam bamboszka w drodze do toalety, tyle z mojego szaleństwa. Jakoś znowu mi nie do śmiechu, że kolejny rok się zaczyna, bez butelki taniego wina. Introwertyczne szaleństwa nie są chyba spektakularne, ale za to jakże zaskakujące gdy odwali się coś po grubej linii ku zaskoczeniu całej reszty, która uważa cię za wystraszoną małpę. No i dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz