niedziela, 11 września 2016

Gdzie tak pędzisz?

Nawet nie wystartowałam, a już się zmęczyłam... 
I byłam sobie znowu tą samą wersją siebie, której w gruncie rzeczy chyba nie lubiłam. Ale jeszcze bardziej przerażały mnie zmiany, przemijanie oraz nadchodzące jesienne wieczory w zapyziałej jaskini... i fajne zachody słońca, no bo czasem lubię się pogapić bezmyślnie w niebo...

I miałam przeżyć fajne lato, ale zanim się rozkręciło to się skończyło. Utyłam trochę w międzyczasie znowu. Po tym jak wpierdalałam niczym opętana ciasto z owocami leśnymi kawał, za kawałkiem i jakoś bez wrzutów sumienia wyrzuciłam wszystkie, naprawdę wszystkie ciuchy prócz oversizowych bluzek, w które się jeszcze mieszczę. Miał być ostry trening od nowego tygodnia, pot, krew i łzy, ale zawsze znajdowała się jakaś wymówka. Tak też po robieniu kilkunastu przysiadów wyglądam wreszcie super - extra - sexi, bo masa okazała się nie taka zła jak ją malowałam w wyobraźni. Nie ma dziwne, że wszystkie tapeciary z odrostem ostrzyły na mnie pazury gdy nie mogły pojąć jak pochłaniając tony cukru, które mogą zrobić mi wiele spustoszenia w organizmie nie odkładały się na brzuchu, który jakby nie było wylewający się niczym muffina był zawsze odpychający. Dobre geny, to może za dużo powiedziane, niemniej jednak nie powinnam narzekać szybką przemianą materii. Ambitne plany na trening zawsze były, ale lenistwo brało górę gdy tylko zatrzymywałam czas z D. tworząc te brednie z których miałam ubaw po pachy. Właściwie oboje mieliśmy. Moja samoocena skacze wtedy do sufitu, lecz gdy tylko kończymy najgłośniejsze dyskusje, a ja zostaję sama z poczuciem, że powinnam marnować ten czas z kimś kto powinien być dla mnie wyjątkowy i jedyny. I z cała pewnością nie mam na myśli Seby, który ostatnio przypomniał sobie o mnie pisząc, jak to po pijaku myśli o mnie, chociaż ja nie myślałam o nim nawet gdy uznawał mnie za "swoją własność". To on nie pozwalał mi zapomnieć o sobie, co mnie wkurzało niemiłosiernie, bo nie lubię gdy ktoś dyktuje mi jak mam żyć. I chcąc nie chcąc, bez uczuć to ja już zawsze zostanę singielką, do tego z kilkoma kilogramami na plusie (na szczęście, nie nadprogramowymi)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz