piątek, 12 sierpnia 2016

Szczęście proszę

Ludzie płacą wysoką cenę, by odczuwać przyjemność. Robią czasem naprawdę dużo, by zagościło w nich trochę radości, uśmiechu i zadowolenia z życia. Wydają ostatnie grosze, poświęcają czas by się pomęczyć i osiągnąć więcej radości w wielkiej pigułce... Chodzą na koncerty dając się parować muzyce, spotykają się z ludźmi mających dobre wibracje, bądź zwyczajnie piją czy ćpają. Zakochują się do szaleństwa oraz spędzają ze sobą ulotne chwile. Żyją tak, jakby świat należał tylko do nich. Chcą zatrzymać czas patrząc tylko na siebie. Każdy, bez wyjątku lubi ten stan wznoszenia się ponad stan. Coś pomiędzy płaczem, a krzykiem gdy trafisz wszystko co najlepsze. Cała pula dla ciebie. Wyrzut endorfin, petarda odurzająco dobrego towaru napędzającego do życia. Więcej i więcej. Nie wszystko jest za darmo. Im masz więcej tym większe ryzyko, że tracąc to, upadek będzie bardzo bolesny i ciężki do załagodzenia. Nie pomoże tani substytut, gorszej jakości paliwo. Zgaś słońce, ciekawe czy promienie z solarium wystarczą ci do odczuwania tego co wcześniej? Gdyby to tak działało nie powstawałyby te ckliwe piosenki, sceny zazdrości i dramaty, które rozgrywają się często wychodzące od jednej strony. Nie ogarniam tych zmian chemicznych w mózgu, ale dobrze, gdy chociaż jest coś co stymuluje podobne odczucie samozadowolenia. I znalazłam. Wraz z magicznymi "dropsami" od Matyldy pojawiło się szczęście. Wieczne beztroskie lato, różowe okulary na otaczającą rzeczywistość i zrozumienie o w tekście "coś tam coś, pomaluj mój świat". To banalne. To chodziło o to coś więcej, taki dodatkowy zmysł który czyni rzeczywistość ponadprzeciętnie piękną. Trochę mózgowy photoshop na bodźce. By nie dopuszczać brzydkich stron życia. Tak zazdroszczę innym takiego stanu. Tej śmiejącej się gęby bez powodu, radości nawet w czasie chujowej pogody, srających gołębi które i tak karmią ostatnia kanapką oraz wszystkiego co sprawia dużą frajdę. Dzieci też tak mają, śmieją się jak głupie z byle czego - wnioskuję z obserwacji, że chłoną jak gąbka tylko co dobre i mają w nosie, że kiedyś dorosną. Nie ma co martwic się jutrem. Niebo było takie błękitne, a ja zauważałam jaką mamy porę roku, chociaż niegdyś wszystko mi jedno było, bo i tak czy lato, czy zimna odczuwałam szarość dnia. Dobijającą szarugę, smutek, słoność łez, swoją beznadziejność, niechęć do jedzenia czegokolwiek. Wzloty i upadki, tak w kółko. Od szczęścia po rozpacz - a szkoda że już zawsze nie może być dobrze. To napędza jak cholera, by gnać przed siebie robić więcej, lepiej, doskonalej. Żyć tak jakby nie patrzył nikt... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz