piątek, 19 sierpnia 2016

Ahh, weekend

Żyłam jak chciałam, robiłam to co mi się podobało. Gapiłam się godzinami niebo, które zmieniało kolory. Od szarości, przez subtelne błękity, po romantyczne róże i intensywne pomarańcze. Kochałam niebo o tej porze roku oraz wyczekiwałam jesieni. Tak bardzo pragnęłam poczuć zimny wiatr we włosach, otaczający wszystkich ludzi smutek i to moje picie wiśniówki na rozgrzanie. Takie to było życie. Królowa ze mnie była, a i potrafiłam w pełnej kulturze zasiąść do stołu i posługiwać się widelcem i nożem. Mogłam być kim tylko zechciałam. Dziewczyną na pozór kochającą sport poprzez założenie dresu i tych modnych sportowych butów, tandeciarą z odrostem i neonowymi pazurami przypominającymi szpony czy zwykłą kumpelą z sąsiedztwa. Jak było trzeba to i w gorset bym wcisnęła cycki i udawała, że właściwie ten wyzywający wizerunek, to cała ja. Mogłam być żoną, matką, czy niepozorną zabójczynią. Tak dobrze potrafiłam się wczuwać, że nie wiedziałam kim jestem. Ściągałam z siebie wszystkie łachy, zmywałam tapetę, związywałam włosy, ubierałam neutralne ciuchy. Raz na jakiś czas wpatrywałam się w lustro w poszukiwaniu siebie. Nie było łatwo wyjść z roli. Pokręcone sny dawały mi możliwość kolejnego wcielania się. Budziłam się, marzyłam, fantazjowałam i szybko odpływałam. Uzależniające snucie pchało mnie, by nigdy się nie zatrzymać. Tylko upadek na łóżko przynosił ukojenie, gdy myśli gnały w nieznane. Znowu zasypiałam z ręką przyklejoną telefonu. Kontrolowałam czas, ścigałam się z nim. Dziwne to wszystko. Miałam w sobie znowu coś nienormalnego, bałam się sama siebie, tych głosów śmiejących się z tego jaka jestem na serio. Wyniki przepracowania ciała i umysłu dawały o sobie znać. Majaczyłam, byłam jakimś kłębkiem, kulą paplaniny. Ale lubiłam ten stan, nawet bardzo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz