środa, 13 lipca 2016

Środa, czwartek?

Dni zapieprzały jak szalone. Zmęczenie, złość, narastające rozdrażnienie nie były mi obce. Bolało znowu tam po lewej stronie. Fizycznie, rzecz jasna. Jakoś tak uciskało, brakowało tchu, ogarniała panika. Lęki narastały z każdym dniem. Medycyna nie zna takich przypadków jakim ja jestem, bo system nie ogarnia takich jak ja, a nawet jeśli to nie jest refundowane leczenie dla takich popaprańców życiowych, no bo i po co? Ale nie ma tego złego, a nawet ku zaskoczeniu nagle wraca wiara w ludzi i ich bezinteresowną pomoc, zwykłą życzliwość czy podzielenie się uśmiechem. Dobrze mi jak jest, bez litowania. Znowu ktoś wyciąga do mnie rękę. Tylko po co ratować życiową sierotę, która woli sama dryfować na dziurawym pontonie pośród morza, zburzonego i gniewnego? Dlaczego ja się pytam? i nie rozumiem. Czyżbym i ja miała jakaś misję do spełnienia? Coraz bardziej w to wątpię. Ale nadzieja matką karmiącą głupich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz