niedziela, 3 lipca 2016

Deja vu

Przeżyłam deja vu. Cholera. Dobra, nieważne w sumie. Nie mogę dać się mojej popierdolonej głowie wkopać w zabawę polegającą na analizowaniu tego, co przez chwilę przeżyłam. Nie mogę i już. Walczyć, uciekać, biec jak najdalej. Czasami to się dzieje właśnie tak, że mam w głowie rożne scenariusze. Biję się nieustannie z pojawiającymi się emocjami, wszelakimi snami, obrazami oraz tym co dzieje się ze mną czy wokół mnie. Nie potrafię rozumieć istnienia. Szukam sensu, kalkuluję. Nie wiem kim jestem, udaje. Przybieram maski, dopasowuję się do towarzystwa. Człapie własną drogą, ale szukam na siłę akceptacji. Narzucam się. Zmyślam, idealizuję, krytykuję zaś samą siebie, za wszystko, dla sportu. Choroba psychiczna nie wybiera. Wiecznie ponura twarz odbita w lustrze to nie coś, co chciałbym oglądać do końca życia...

Zapaliłam kadzidełko, rozsiadłam się w fotelu i zatrzymałam czas. Fajne tak pobyć sam na sam, z myślami. Planować nowy tydzień i czuć, że mogę wszystko. Szkoda, że leniwiec dawał za wygrana, a ja nie zawsze potrafiłam z nim walczyć. Wstawałam co chwilę, kręciłam się nerwowo, podjadałam chrupiące migdały, których sól wchodziła w przygryzioną wargę sprawiając delikatny ból. Cholera! Znowu nic nie pasowało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz