piątek, 24 czerwca 2016

Łobuziara

Przyjechała i zrobiła wielkie wejście, ubrana cała na czarno, z walizką na kółkach i chustą obwiązaną niechlujnie wokół krótkiej szyi. Matylda. Postrach wszystkich dzieci oraz bezpańskich kotów. Posiadaczka najgrubszego kocura jakiego miałam okazję zobaczyć na oczy. Moja kochana wariatka. Z rozwianymi włosami i z kawałkiem ciasta specjalnie dla mnie przekroczyła próg jaskini. Nie lubiłam przytulasów, ale ona zawsze się tak witała po dłuższej nieobecności robiąc to z niezwykłym wyczuciem. Znowu pachniała babskimi fajkami przeplatającymi się z kwiatowym płynem do prania ubrań, za którym tęskniłam. Cała Matylda.


- Chyba mogę się u ciebie przekimać? - rzuciła, wbijając do mnie w ufajdanych trampkach - Gestem zaprosiłam ją do środka wiedząc, że najbliższe dni nie będą już takie szaro - czarne. Matylda, największa mądruska, która imponowała mi swoim luzackim stylem bycia oraz wychodzeniem z opresji nawet z najgorszych sytuacji. Pechowiec i farciara w jednym, która nie bała się życia. Nie to co ja.
- Dzwoniłam do ciebie, a ty nic. - oznajmiła, rzucając swoje rzeczy w kąt. Weszłyśmy do kuchni. Przywitała nas sterta moich brudnych garów, których od 2 dni nie chciało mi się zmywać. Czasami pozwalałam sobie na lenistwo. Potrafiłam machnąć ręką na sprawy przyziemne, zamknąć się w sobie, usiąść i malować. Bez wyrzutów sumienia robić coś, co ma służyć tylko mnie wzbogacając mnie o jakieś emocje.
- Nie zauważyłam. Zresztą praktycznie nikt do mnie nie dzwoni, więc nawet nie sprawdzam połączeń. - zaczęłam się tłumaczyć nerwowo. Usiadłyśmy. Świruska poruszała się swobodnie po kuchni, szukając czystej szklanki, by nalać sobie zimnej wody z kranu. Nie lubiłam pić nieprzefiltrowanej wody, ale jej było wszystko obojętne. Grunt, by zaspokoić pragnienie. Łapczywie wypiła pełen kubek wody i już poczułam, że zdominowała moją bezpieczną przestrzeń, mój azyl, próbując ustawiać sobie wszystko w taki sposób, aby to jej było wygodnie. Miała te cechy dominacyjne, wiedziała czego chce. Potrafiła zarządzać ludźmi w umiejętny sposób, korzystając na tym ile się da. Po chwili mój świat porozwalał się na kawałki, a oczy zaświeciły niczym spadające gwiazdy, gdy z torby wyciągała Martini.
- I teraz mogę opowiedzieć ci wszystko od początku. -  postawiła flaszkę na stół i wiedziałam, że to nie będzie zwykły dzień. 

2 komentarze: