sobota, 25 czerwca 2016

Dziko

- Świat był pełen popierdoleńców. - rzuciła Matylda zapalając babskiego papierosa o aromacie wanilii i poprawiła wpadającą do oczu grzywę - Muszę zadzwonić do Dzika.
 - Dzika? - zapytałam ostrożnie. Świruska nie chciała mi wytłumaczyć o co chodzi, jednak wyczułam, że to coś bardzo ważnego, gdy poderwała się z miejsca. Nie byłam nachalna, jej problemy. Machnęłam ręką na to wszystko i w gruncie rzeczy zapomniałam o sprawie. Polałam nam jeszcze po jednej literatce, no bo dzień jeszcze młody a poza tym trzeba streścić sobie ten czas rozłąki. Nie zawsze byłyśmy ze sobą blisko, w końcu każda z nas ma często inne zdanie w ważnych kwestiach, to pomimo tego przez to, że znamy się praktycznie od zawsze czujemy się w swoim towarzystwie jak w rodzinie. Jednej wielkiej mega skomplikowanej patchworkowej rodzinie.
- Aaa tam. Nieważne. To co, idziemy? - nie było wyjścia, poszłyśmy. Zostawiając cały bajzel na stole, niedojedzony popcorn i słone paluszki. Zdążyłam zarzucić na siebie długie jeansowe spodnie, w których ledwo co mieściłam się w biodrach i ulubiony oversizowy t-shirt poplamiony małą tłustą plamą po tym jak ratowałam kanapkę przez upadkiem ze stołu. Odbite masło widocznie wtopiło się tak skutecznie, ze nawet pranie w pralce nie dało sobie z tym rady. Cóż. Co z tego, że wyglądałam jak siedem nieszczęść, przecież ja zawsze tak wyglądałam. Wzruszyłam ramionami świadoma tego jak właśnie się prezentowałam.


Robiłyśmy dużo szalonych rzeczy. Niepoważne zachowania nie pasowały do naszej metryczki wiekowej. No i co? Jadłyśmy lody, śmiały się z mijających nas ludzi, a później poszczałyśmy kolorowe balony. Kupiłyśmy je tylko, by wypuścić je do nieba, ponad głowę. A one szybowały wyżej i wyżej, a później znikły nam z oczu już na zawsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz