wtorek, 24 maja 2016

Ogarnij to

Już drugi dzień jestem odcięta od bieżącej wody, skutkiem tego jestem brudna i spocona. Na zewnątrz jakieś kilkanaście stopni na plus. Rozgrzana patelnia i jasne, błękitne niebo. Nie robię nic. Siedzę na podłodze, na niekoniecznie wygodnej poduszce oraz pałaszuje śniadanie na czymś, co nawet nie przypomina talerza. Czerstwa bułka jeszcze od początku weekendu, bez masła i heja. Problemy pierwszego świata czyli te sprawy życia ziemskiego, to chyba coś z czym nie do końca sobie radzę. Garść tabletek na chęć życia też wcale nie pomaga, a wręcz rozwala moją głowę, która dziwnie mrowi pod kopułą. Tabletki - jedzenie - trwanie. Po ponad rocznym poście zrozumiałam, że głodzenie się jest wbrew naturze. Wstaję co rano ze wschodem słońca, a organizm zwyczajnie w świecie z każdym porankiem domaga się porcji solidnego pożywienia. Więcej i więcej. Przyznałam się przed sobą, potwierdziłam mój problem, a ta prawda mnie wyzwoliła. Zdjęłam maskę, pokazałam słabości, zobaczyłam siebie nago. Wcale nie cieszę się, a wręcz czuje obrzydzenie. I do uporczywe swędzenie w głowie. To wszystko przez te tablety... Nie ogarniam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz