środa, 25 maja 2016

Jaka moja twarz?

Aj, jak dobrze zacząć nowy dzień. Słońce, błękit nieba i ciepły powiew wiosennego wiaterku i śpiew ptaków. Głowa piękna pełnych snów i planów po nocy pełnej rozmów na komunikatorze z pewnym (dość specyficznym przy bliższym poznaniu) chłopakiem... Tomkiem. Dokładnie tym, którego skreśliłabym po pierwszym "hej". Dziwie się sobie, że jeszcze mam siłę, by z kimś obcować. Przecież ja nie potrafię utrzymywać bliskich relacji z kimkolwiek. Sprawia mi to jakaś trudność, wręcz czuję jak zmuszam się do zainteresowania kimś obcym. Nie wiem z czego może to wynikać. W gruncie rzeczy od dawien dawna jestem samotnym odludkiem, który krępuje się we własnej obecności, a co dopiero w obecności kogoś kogo reakcji przewidzieć nie może. On ma coś takiego, co budzi moje zaufanie. Mam wrażenie, że ostrożnie stawia kroki, by tylko mnie nie spłoszyć i nie próbuje wejść mi na głowę. Zupełnie tak ja, trzyma dystans. Odpowiada mi to. Chociaż z innej strony spodziewałam się napaleńca, który po maksymalnie trzech rozmowach zapyta o moje zdjęcie, a tymczasem odbywamy kolejną długą rozmowę z rzędu, a on nic. W sumie zupełnie niepotrzebnie wyszło to ode mnie i to ja bezczelnie naskoczyłam na Tomasza, że nawet nie chce wiedzieć jak właściwie wyglądam. Dziwne jest dogodzić kobiecie, która nienawidzi jak ktoś pyta ją o sferę fizyczną, a gdy od początku samiec nie wyraża zainteresowania to staje na rzęsach i prowokuję sytuacje, by tylko wysłać 1/4 twarzy i usłyszeć jakikolwiek komplement... Ale suma sumarum nadal nie wie, kto siedzi po drugiej stronie. Nawet nie wie jakie mam włosy, oczy czy karnację. Nic z tych rzeczy. Jedyny taki, który nie patrzy na wygląd, a przecież mogę być zaniedbanym babsztylem z brodą i wąsem, z nadwagą i tłustymi włosami, z obciachowym stylem ubierania się oraz ogólnie szpetnym licem, które ciężko zaakceptować, a co dopiero popaść w zachwyt. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz