wtorek, 31 maja 2016

Jak tu nie zwariować?

Zmęczona po całym dniu nic nie robienia zasiadłam przed komputerem. Zrobiłam sobie czekoladę i pozwoliłam sobie na trochę relaksu, a raczej wysiłku poznawania rozmówcy. Tak mi się nic nie chciało po tym jak od rana turlałam się z miejsca na miejsce i wyjadłam wszystkie zapasy z lodówki. Dzień jak co dzień, więc czas na codzienną rozmowę z przyszłym mężem, chłopakiem czy kimkolwiek by to był, kto wypełni cokolwiek w mojej duszy i sercu. Nie czułam tego czegoś, ale zmusiłam się by po prostu spędzić czas z kimś prócz mnie samej. W gruncie rzeczy, przecież to dobry chłopak. Od słowa do słowa streszczaliśmy swój dzień, ale ostatecznie rozmowy zeszły na zupełnie inne tematy.
- Już chyba wiem dlaczego tamten gość zwariował na twoim punkcie - zaczął Tomasz w odpowiedzi na jedną z ostatnich nocnych pogaduch na komunikatorze - Jeśli mówimy o jedzeniu, mam ochotę cię porwać i zamknąć w mojej kuchni na zawsze. Bez obrazy oczywiście. Potraktuj to jako komplement. - dodał, a ja zamarłam. Nagle poczułam, że to takie słodkie i sympatycznie, kiedy ktoś mówi ci coś pozytywnego. Spodziewałabym się bardziej zamknięcia mnie w piwnicy, sprzedanie za skrzynkę wódki dobremu koledze, czy wiele innych gorszych rzeczy, ale zamknięcie się w kuchni z lodówką wypełnioną po brzegi jedzeniem to chyba nie najgorsza kara świata. Mając na myśli tamtego gościa, miał na myśli Sebastiana, o którym mu na samym początku opowiedziałam. To jedyna postać którą z świata literek zmaterializowałam do świata realnego i szybko pożałowałam, przez co do dziś czuję irytację oraz swoisty lęk z którym po dziś dzień walczę. Albo raczej staram się. Przez jedną nieudaną znajomość niechęć do płci męskiej narasta, ale już przez 100% nieudanych relacji z płcią brzydką można poczuć się naprawdę bardzo, bardzo źle. Ja wiem, ja to znam doskonale. Przecież jednego faceta leczę kolejnym i tak w kółko, tylko że nic z tego dobrego nie wynika, a ja upewniam się, że nie jestem stworzona ani do związków, ani do bliższych relacji ani tym bardziej do jakiejkolwiek formy miłości do kogokolwiek czy czegokolwiek. A może problem jest we mnie, bo nie lubię siebie i nie jestem w stanie otworzyć się na innych? Nie dopuszczam nikogo do siebie, odgradzam się metalowym płotem, którego w dodatku podpinam pod prąd, obstawiam wokół siebie ochroniarzy, montuję monitoring i całe życie spędzam offline od realnego świata. Nie wiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz