sobota, 14 maja 2016

Ehemm

W sumie rozmowy mijają nam nawet spoko. Kleją się o dziwo w fajne zdania, chociaż ja piszę zdystansem, wyczuwalną niechęcia i ochotą poużalania się jaka to jestem beznadziejna. Kolejna znajomość, którą pewnie przekreślę bo boję sie kolokolwiek do siebie dopuścić. Jak nieufne zwierze, które zostało skrzywdzone przez człowieka. Udaje uśmiechy, dobre podeście do życia, świata i ludzi, ale poza rozmowami na komunikatorze ściągam uśmiech i jestem sobą. Małym smutnym człowiekiem z wiecznie zapłakaną twarzą, brudnymi włosami i niewypranymi ciuchami. Tak bardzo bez sensu to wszystko. Wciągam najlepszego rozmówcę jak narkotyk w swoje gierki, aczkolwiek z różnicą taką, że już na początku pozwoliłam sobie na szczerość w kwesti wszystkiego co powinien wiedzieć o mnie, by nie poczuł się rozczarowany moimi humorkami, które miewam praktycznie parę razy w tygodniu. Miła odmiana, ja i "nie kolorowanie" tego co jest naprawdę. Pokazywanie rzeczywistości takiej jak jest naprawdę, chyba jest nudne i czasami brutalne, ale potrzebne mojej głowie, by oczyścić ją z tego wszystkiego czego nabawiłam się od dziecka. Strachu, płaczu ogólnie mówiąc patologii od której każdego dnia pragnęłam się odcinać, kiedy liczył się prestiż i fejm. Teraz chyba najważniejsze dla mnie to duże koryto z żarciem, ciepłe postanie i tyle. Nędza z biedą czy jakoś tak. Nic fajnego, nic. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz