sobota, 14 listopada 2015

Warzywko

Dokładnie dziś mija miesiąc od kiedy dopadło mnie przeziębienie. Takie które powala na łopatki i trzeba je wygrzać, nim nastąpią powikłania w postaci zapalenia zatok, zapalenia oskrzeli czy płuc. Wtedy doświadczyłam braku apetytu na cokolwiek. Ból głowy, dreszcze, trudności z połykaniem zrobiły swoje. Po paru dniach leżenia i zmniejszeniu posiłków, po raz pierwszy doświadczyłam zimnych potów i spadku cukru we krwi z powodu głodu. Czułam, że bez paliwa mój organizm nie pojedzie daleko. Wtedy po raz pierwszy od jakiegoś roku rzuciłam się na gorzką czekoladę oraz trzy pierogi z mięsem polane chrupiącą bułka tartą smażoną na wstrętnym maśle. Byłam na siebie zła, jednak rozsądnie myśląc treściwe jedzenie mogło postawić mnie na nogi. I tak się też stało. Wtedy z ogromnymi wyrzutami sumienia wyrzuciłam cały gar warzyw, które gotowałam sobie na obiad. 100 gram to naprawdę niewiele, jednak ja te porcję miałam zwykle na 2 razy. Warzywa były podstawą, do tego ryba czy pierś z indyka i jakieś węglowodany jak kasza czy makaron. Jadłam tak wyjątkowo często czując, że jest to dla mnie zdrowe. Zdrowe, ale ilość kalorii którą dostarczałam była zbyt mała w stosunku do tego ile spalałam... Eh, mądry polak po szkodzie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz