piątek, 13 listopada 2015

Regeneracja

Wstałam pełna energii i chęci do życia. Z płaściuteńkim brzuchem i małym głodem na kolejne posiłki, do których nie czuje już takiej odrazy. Wczorajszy dzień na szczęście upłynął bardzo spokojnie. Dałam radę wcinać większe objętościowo i kalorycznie porcje co 3 godziny. Pierwszy raz od Wigilii jadłam smażona rybę i myślę, że grunt to przełamać bariery które siedzą w podświadomości. Było ciężko, ale lepsze to niż poczucie, że umieram z bólu serca i niskiego ciśnienia tętniczego schodzącego nawet do 60/35 mmHg. Nie mówię, że już jest fantastycznie. Nadal kręci się w mojej małej głowie i jest mi trochę słabo. Nadal chodzę z pokoju do pokoju, bo wiem że dalej nie dojdę. Ale oni tego nie rozumieją. Potworki wywlekli mnie przed obiadem na godzinny spacer i mimo, ze 40 minut się męczyłam, by nie zasłabnąć to dałam radę, a pod koniec nagrodziłam sama siebie połowa kostki gorzkiej czekolady. Odzyskuje siły. Cieszy mnie to. Piję sporo miedzy posiłkami i ciągle latam do łazienki. Pozwalam sobie także na bakalie, orzeszki i inne smaczki. Nie chce już pałaszować samych czekolad, by wepchnąć w siebie kalorie. Boje się, że przyczyni się to do pryszczy na czole, nieprzyjemnego zapachu z ust. Na szczęście kiedy od 2 tygodni jem w miarę normalnie, zauważyłam tylko poprawę mojego zdrowia. Koniec z zaparciami, wzdętym brzuchem nawet po wodzie niegazowanej, a moje ramiona są pięknie nawilżone zupełnie jak po nałożeniu balsamu. Jem więcej i może powinnam mieć wyrzuty sumienia, jednak kalorie które pochłaniam pochodzą z dobrych źródeł. Walczę o zdrowie. Walczę o lepsze jutro...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz