poniedziałek, 30 listopada 2015

Małe wielkie kroczki

Ostatni taki dzień miesiąca listopada. To wielkie szczęście, że jem go bez wyrzutów sumienia. Jedzenie przychodzi coraz łatwiej. Te małe kroki są wielkimi krokami, a każdy z nich zbliża mnie do postawionego sobie wcześniej celu...
Dziś myślę o tym co było i to co ma dopiero nadejść. Przecież zeszły tydzień minął tak szybko. I o dziwo był o wiele lepszy w porównaniu do tych kilku poprzednich. Zaczęłam regenerować siły. Zaczęłam uczyć się głosu własnego ciała, słuchać go. Zamiast obsesyjnie patrzeć na zegarek i odliczać minuty do następnego posiłku zaczęłam po prostu jeść, kiedy czuje jak nadchodzi taka potrzeba. To dużo lepsze, niż wpychanie w siebie w momentach, gdy nie jestem głodna i powstrzymywanie się od jedzenia, kiedy organizm się tego domaga. Waga nie jest oszałamiająco duża. Jeszcze dwa dni temu było mnie więcej... To głupie, lecz czuję jakbym miała o wiele więcej niż mam. Czuje, ale nie wygląda i widzę to w lustrze. Nadal mam kościste dłonie, wychudzona twarz, malutki i płaski tyłek. Nie wiem jak bym musiała wyglądać, by zaakceptować siebie. Nie czuje się brzydko i nie uważam się za piękność. Męczy mnie to ile sprzecznych myśli mam w tej małej głowie. Prawdziwe piękno pochodzi z wnętrza i nie należny o tym zapominać. Ktoś mądry powiedział jeszcze o uśmiechu. Czasem zamiast niego, na mojej twarzy widać grymas. Mam nadzieję, że dzięki przyjmowaniu witaminy, która przepisał mi lekarz wszystko wróci do normy... Oby jak najszybciej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz