sobota, 13 grudnia 2014

Spontaniczne twarzą w twarz

Pani zima nie uraczyła nas śniegiem w tym roku, na zewnątrz ponuro. Gdzieś tam w tle brzmią świąteczne piosenki i wbrew pozorom mam poczuć magię zbliżających się świąt. Ale nie czuje. Trudno. Nie istotne są dla mnie nawet kolory bombek na choince (której i tak nie posiadam) czy to jak ubiorę się na Wigilię. Nie myślę nawet o tym czy oby na pewno dobrze wyglądam, czy może równie paskudnie jak wczoraj. To nieważne. I jedyną rzeczą, a raczej osobą, która zaprząta mi teraz  głowę jest mój przyjaciel Oskar. A właściwie NASZ przyjaciel. Okey, niech nie będzie, że tak go sobie po prostu przywłaszczam. Jeszcze parę dobrych chwil i robię się na bóstwo. Muszę to przyznać! Jestem radosna jak dziecko, któremu ktoś obiecał cukierka (oby bez psikusa) i umówiliśmy się na dziewiątą (czyt. 21:00). Miło, że wniknęło to z jego inicjatywy i tak zupełnie na spontana. Tylko my i jeszcze może butla taniego jabola. Do szczęścia nie potrzebujemy wiele...
Brakowało mi takiego wieczoru, kiedy usiądę z kimś twarzą w twarz, kto ma taką radość życia i rozumie taką banalną rzecz, że kobiet przed okresem się nie denerwuje. Kurcze, to straszne, że na swojej drodze poznawałam tyle niewłaściwych osób... Tyle nerwów i złości kosztowały mnie niektóre relacje, że w głowie mi się to obecnie nie mieści. Spokojnie, teraz o tym nie myślę. Wrzucam na luz...
Grunt, że w lodówce mrozi mam to, co trzeba na najlepszy wieczór ever!

1 komentarz:

  1. Takie wieczory "twarzą w twarz" są zdecydowanie najlepsze :) super, ze sie dobrze czulas ;) pozdrawiam, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń