środa, 13 sierpnia 2014

Taka sobie o drodze

Siedzę i pierdzę, a za oknem toczy się wojna po między mną, a tymi...
Nie, nie! Stop! To wcale nie było tak! Zacznę jeszcze raz.
Tego dnia żyłam w zgodzie z moim wewnętrznym 'JA' oraz matką naturą planety Ziemia. Popijałam właśnie sok pomarańczowy ze świeżo wylanego kartonu, gdy wpadł do mnie Oskar z papierową torbą pełną kalorycznych pączków. Jeszcze dobrze nie usiedliśmy, gdy przedstawił teorię wiary we wszelkie religie jakie tylko istnieją. Nie rozumiałam, co prawda jego podniety akurat tym tematem, ale okey. Niech już będzie, że wysłucham zabłąkaną duszę i wskażę drogę w mroku labiryntu prowadzącą do światła.
- Wiesz, kiedyś myślałem, by pogadać z jakimś księdzem na ten temat, ale ... - zaczął po woli.
- No i? - dopytywałam udając zaciekawianą i spodziewając się bezsensownej paplaniny z jego ust.
- ... ale, to jest tak samo, jakby pójść do salonu Playa i zapytać, która sieć jest najlepsza. - uciął.
I wszystko było już jasne, jak słońce w samo południe. Trzeba w coś wierzyć. W coś bądź kogoś, co dodawało siłę, odwagę, nadzieję w złe dni...
Nasza dyskusja trwała dobrą godzinę i po wyczerpaniu tematu, każdy udał się do swoich obowiązków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz