wtorek, 29 maja 2012

Tandetne...

Matyldo? - zawołałam szetem, gdy w pokoju panował półmrok, a ja ledwie przytomna przeczłapałam z pokoju gościnnego, do sypialni w której spała Matylda.
Wczorajszego wieczoru zarosiła mnie do siebie, by omówić plan na moje całe życie. Plan życie po tym jak ON zniknął. Teraz przestałam malować i nakładam trochę więcej pudru niż zwykle, ale poza tym nic się nie zmieniło. No może nie zupełnie nic. Zmieniło się wszystko!
Dziwne. Czytałam to całe archiwum i doszłam do wniosku, że uczucia są tandetne. Nie umiem tego inaczej nazwać. Krok po kroku, przyzwyczajam się do jakiejś utraconej częsci siebie i po woli regeneruję siły na dalsze szalone dni z Potworkami. Nadal jadamy desery w najlepszej kawiarni na mieście i urządzamy imprezy z nutką szaleńczego debilizmu. Wszystko toczy się już dawno ustatlonym torem, ale bez tego "czegoś" co właśnie umarło.
Muszę się pozbierać. Zacząć kojarzyć fakty, zdarzenia, przestać się mazać, gdy nikt nie patrzy i żyć tak jakby nic się nigdy nie wydarzyło...
A Potworki? Na nich zawsze mogę liczyć ...

1 komentarz: