wtorek, 13 marca 2012

Czy to już wiosna?

Poczułam w sobie niezwykłą moc i pełną akceptację tego kim naprawdę jestem…
Dziś swobodnie, bez makijażu przemykałam po mieszkaniu, ubrana w za dużą bawełnianą bluzkę koloru różowego, szare dresowe spodnie i trampki w panterkę. Wszystko, niekompletnie do siebie niepasujące…  
Jednak czułam się niezwykle dobrze w ciuchach, w których przy zdrowym rozumie nie mam ochoty zakładać. Co prawda, wszystko ze mnie zwisało, z racji tego, że jestem dziewczyną drobnej budowy ciała, ale to nie czyniło przecież żadnej szkody na mojej figurze. To tylko ciuchy! Jeszcze w dodatku takie, które ubieram gdy jestem w domu, mając pewność, że NIKT mnie w nich nie zobaczy!
Po wczorajszej, niestety tylko półgodzinnej rozmowie z NIM, znów zaczęłam malować! Wstałam z samego rana, przetarłam oczy, wzięłam pędzle, farby, napełniłam kubeczki z wodą, znalazłam paletę do mieszania barw i zasiadłam do sztalugi. Malowałam cały dzień. Bez przerwy. Bez uczciwa zmęczenia, znudzenia, czy grymaszenia. Wszystko robione z pasją, z jakimś głębokim sensem i ogromnym poczuciem szczęścia… Czuję, że chciałabym trwać w tym stanie cały czas…


I nawet mimo tej szaro – burej pogody za oknem, w moim sercu przepełnia się wiosna. Może, pierwszy raz w życiu nie prześpię jej, spożytkuję ten czas jak trzeba i kiedyś na pewno to zaowocuje. Wiem, że Matylda byłaby ze mnie dumna. Wreszcie zaczynam jakąś zmianę, która polega na czymś wartościowym…
Teraz tylko potrzebuję mocnego kopa w tyłek i silnej motywacji, by te plany nie okazała się jak grochem o ścianę…
Będzie dobrze…

1 komentarz:

  1. Taak to chyba wiosna,nareszcie;))

    Obserwuje zapraszam również do obserwowania mojego bloga;)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń