niedziela, 18 marca 2012

Ogłupienie

Nigdy nie jest tak nudno, aby nie mogło być nudniej…

Właśnie siedzę i pożeram łapczywie zimny jogurt, by zamrozić gardło i pozornie wyleczyć się z tego cholernego bólu. Jest niemożliwy do wytrzymania, utrudniający połykanie śliny, drażniący z każdym wypowiedzianym słowem. Jeszcze do kompletu kaszel i katar, by mi się przydał. I gorączka. Eh. Szkoda gadać!

Jestem totalnie osłabiona, niczym bezbronne zwierzątko potrzebuję opieki. Co chwilę dotykam gardło zimnymi dłońmi, by choć przez chwilę ukoić stan zapalny. Nie wiem czy to w ogóle pomaga, ale pozornie czuję się lepiej...

Z samego rana, według wskazań Matyldy, zażyłam witaminę C i wypiłam herbatę z rumem na rozgrzanie. Czy mi pomogło? Hmm NIE! Lekko się upiłam i podrażniłam tylko przełyk i pewnie wątrobę. Alkohol zabija, tak właśnie! Zabija nawet, gdy piję go z herbatą w postaci rumu. A ja czuję, że mogę się uzależnić od uczucia „ogłupienia”.



Takie „ogłupienie” towarzyszy również w chwili zakochania. Tragicznego zauroczenia, które jak przeziębienie, atakuje każdą komórkę ciała, osłabia, z czasem zabija. Organizm z zatknięciem z „tym czymś” nabywa odporność i gdy już się wyleczymy, przy następnym kontakcie z tą bakterią, łatwiej będzie nam ją zwalczyć, zanim rozwinie się choroba. I w tym miejscu powinnam przeprosić jeśli coś przekręciłam, z biologicznego punktu widzenia, ale z tego przedmiotu nigdy nie byłam wybitnie dobra.

Powinnam sobie darować, te moje wykłady gdyż psują umysł i atakują niczym wirus grypy. A teraz tylko czekam na cudowną pogodę, na 30 stopniowe dni, cudowne noce i na chwilę, gdy całkowicie wyleczę się z tego okropnego przeziębienia.    

To jak? Czekamy?   

3 komentarze: