Czy kiedyś ktoś, zastanawiał się jakie to szaleństwo, gdy dzień rozpoczyna się w najbardziej nietypowym momencie życia…
Nagle cały ten ból (nerki) miażdży kawałki wczorajszego szczęścia, pomieszanego z rozmazanym makijażem i niedopitym sokiem pomarańczowym… Zostaje tylko lekko wyczuwalny smak czegoś, co już dawno powinno mieć swój dobry początek, jednak po głębszym zastanowieniu, dochodzimy do wniosku, że nadal tkwimy w martwym punkcie.
Jakie to moje życie jest niepoukładane. Zupełnie jak moje łachy w szafie, które z czasem trafiają do kosza z brudami, poplamione farbami we wszystkich kolorach tęczy… Gdybym była młodsza i brakowałoby mi rozumu, schowałabym się w szafie, by uciec od codzienności i mogłabym udawać, że gdzieś tam – po drugiej stronie czeka lepszy świat. Wszystko w kolorze jaskrawego różu, wypalającego oczy, który wkrada się do duszy z mega optymizmem. Wtedy zatraciłaby się niemądrość Zuzy, czy moje lęki przed ciemnością… Ktoś taki jak ja, powinien zaczynać zbawiać świat, kawałek po kawałku, by na końcu czekać na oklaski i blask sławy.
Nie no, przecież żartuję. Matylda, od razu postawiłaby mnie do pionu, gdybym wybuchła z takim pomysłem… Ale nieważne.
Teraz czekam tylko na poniedziałek. Na tą chwilę, gdy obudzę się z nadzieją, że poniedziałek – początek tygodnia – to nowe możliwości. Znów będę wyczekiwać jakiś propozycji związanych z namalowaniem kolejnych tworów, za które zgarnę jakąś gotówkę… Może, to właśnie jest moja droga, lepsza przestrzeń w której powinnam się odnaleźć?
Tego jeszcze nie wiem, ale wkrótce się dowiem…
,,Jakie to moje życie jest niepoukładane. Zupełnie jak moje łachy w szafie... ''- true ;) moje też =)
OdpowiedzUsuńSuper piszesz:) Jestem ciekawa jak udaje Ci się pisać tak długo? Nadal piszesz tego bloga już od dłuższego czasu i piszesz ciekawie - aż miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Karolina :3