sobota, 18 lutego 2012

Efekt maski

Wstałam trochę za wcześnie, by zatrzymać przy sobie marzenia senne na trochę dłużej…

Było mi zimno… Rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju, jak leniwy kociak przejechany przez głupiego, nieostrożnego dzieciaka. Znów to potworne uczucie. Ból głowy nie dawał się stłumić, niszczył plany, marzenia, nadzieję na lepszy dzień. Roztrzaskał to, co miało być kolejnym, dobrym etapem mojego życia… Znów zostaję w domu!

Wszystko wyglądało zupełnie tak samo, jak wczorajszego dnia. Tak samo pachniało, tak samo smakowało powietrze i tak samo uwydatniał się dziwny uraz na psychice… Czuję się źle. Boli mnie głowa, marzną dłonie, twarz szarzeje bez najmniejszego powodu…  Jeszcze te cienie pod oczami, lekko zaspane i niezwykle ciężkie powieki, które dają o sobie znać, gdy próbuję pobudzić się do życia. Bezsensu to wszystko…



Niezwykle leniwie nakładałam podkład na twarz, starannie rozcierając go palcami, by sprawić wrażenie naturalnego wdzięku. Nie lubię tego dziwnego efektu maski, który szerzy się wśród niektórych kobiet. Sama jestem uczulona na takie urodowe niewypały, więc muszę wyglądać na tip – top. I wtedy zjadę sobie sprawę, że nie robię tego dla samej siebie. Chcę po prostu, by inni uważali mnie za symbol przepięknej dziewczyny mimo, że nigdy ideałem nie byłam i nie będę… To głupie i kompletne działanie wbrew sobie. Takie świadome niszczenie osoby, którą się naprawdę jest. Ale cóż… Każdy ma jakąś maskę…

I właśnie wtedy wędruję myślami… Najpierw niewinne rozważania o życiu, o społeczeństwie, któremu trzeba przywiesić karteczkę „jak się nie ubierać”, o tym co dziś zjem i o tym, w co się ubiorę. Myślę o Potworkach; mądrościach Matyldy, głupocie Zuzy i upartym charakterze Oskara. Myślę też o NIM. Coraz częściej, coraz pozytywniej i nawet chciałbym wiedzieć co ON o tym wszystkim sądzi. Czy uzna mnie za szaleńca, wymagającego porady psychologa? Nie… ON taki nie jest. Nie poznałam JEGO negatywnych cech, które u innych osób od razu zauważam, gdyż wypływają na powierzchnię jak oczka tłuszczu w rosole…

Dziwię się sama sobie, w co ja popadam. W paranoję, niekontrolowane „myślenie”  i to, że czasem doskwiera mi nieuzasadniona samotność… Ale założę maskę i będę znów tą samą, cudowną i jak zawsze uroczą Xenią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz