środa, 25 stycznia 2012

Na plus

I nagle wszystko zaczęło drażnić…



Wczorajszego wieczoru, zadzwoniła Zuza, by dziś zaprosić mnie na „miłą” pogawędkę do naszej ulubionej kawiarni na mieście. Już wtedy wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego…

Poranek był czystą masakrą… Wstałam z okropnym bólem głowy, który rujnował wszystko czego dotknęłam. To doszczętnie zaburzało mój tok myślenia, kojarzenie faktów, czasu i miejsca w którym się znajdowałam.

Nie mogłam wytrzymać!

Na domiar złego nie dało się przejść z pokoju do łazienki, by nie potknąć się o nieposprzątane rzeczy, które wczoraj porozwalałam w ramach segregacji rzeczy zbędnych i niezbędnych do życia malarki. Plastikowe kubki, pędzle, sterty poplamionych farbą ciuchów. Wszystko wrzuciłam w kąt… Wiem… „kiedyś” to posprzątam… Ale to w bardzo dalekiej przyszłości…

I właśnie w takie dni jak dziś, powinnam stchórzyć i zostać w domu symulując zatrucie pokarmowe jednym z moich specjałów. Ale nie! Do odważnych świat należy! Zmotywowałam się i wyruszyłam na miasto z nadzieją, że nie będzie tak nudno jak się spodziewałam.

W sumie, nie było tak źle.

Zuza postawiła mi niegazowaną wodę z cytryną i jakoś wytrwałam do końca naszego spotkania. Śmiechy, żarty i pełen luz, oraz radocha z chwili, gdy Zuza omal nie zbłaźniłaby się przed tym młodym kelnerem. Prawdziwa żenada w wielkim stylu. Ale było warto poświęcić ten dzień, choćby dla tej chwili…

Teraz relacje z Zuzą chyba są już na plusie, lecz w sumie, na minusie nigdy nie były…Wbrew temu co twierdzą nieznane źródła, ja z nią byłyśmy niczym siostry, które mają tylko innych rodziców...

A więc, nadal darzymy się tą niezrozumiałą dla innych, przyjacielską przyjaźnią...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz