poniedziałek, 30 stycznia 2012

Dyskusje w kawiarni

Właśnie wróciłam z kawiarni, gdzie spędziłam miłe późne popołudnie w towarzystwie Zuzy i Matyldy…

Wszystko jak zawsze toczyło się codziennym, leniwym trybem… Zamówiłyśmy kawę Espresso z szarlotką na ciepło i mogłyśmy się rozkoszować z chwilami tego spotkania. Miałam takie pozytywne nastawianie i niezwykłą wyrozumiałość do gaf, które popełniała Zuza w trakcie rozmowy.  Wiem, że bez tego nie byłaby sobą, więc jak mogłabym jej nie lubić za to, że dostarczała nam tyle humoru…

Było cudownie! Wszystkie trzy, niczym na zlocie czarownic, wypowiadałyśmy zaklęcie przywołujące kelnera do naszego stolika, gdy poprosiłam o rurkę z bitą śmietaną dla nas trzech… Właśnie wzbudził się we mnie gest dobroci, gdyż zupełnie bezinteresownie zafundowałam im te 150 pustych kalorii. Łasowałyśmy je w niezwykłej ciszy i skupieniu, aby nie okazało się, że się jeszcze się rozmyślę i każda z nich płaci za swoją porcję... 



Minutki z ukochanymi przyjaciółkami mijały nadzwyczaj szybko, a rozmowy przybierały dziwnego toru… Matylda jak zawsze musiała poruszyć jakiś „interesujący” temat, na który sama się   wypowiedziała.

Rozmyślanie nad uczuciami innych ludzi, chyba nie było odpowiednie co do miejsca i czasu. Wszystko zbyt poważne, jak na dyskusje prowadzoną w takim miejscu jak kawiarnia. Ale skoro Matylda podjęła się takiego wątku, to z miłą chęcią wysłuchałam jej rozważań… I nie był to puste słowa, które wypowiada się w celu zagłuszenia ciszy przy stole, ale w celu przekazania czegoś mądrego. Czegoś, co powinno się zapamiętać, by nie zrobić głupstw, powtarzanych schematycznie…

To była lekcja, po której wróciłam z jakimś dziwnym uczuciem… I chyba… napiszę do NIEGO na GG…    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz