czwartek, 1 grudnia 2011

Doceniona

Oskar, to jednak dobry przyjaciel…

To co, że czasami mnie wkurzał swoim zachowaniem i tym, że myśli, iż wszystko mu się należy. Zawsze taki wymagający i nie da się ukryć, że potrafił być egoistą.

Znów obudził mnie wcześnie rano. Słońce nawet w pełni nie wstało, gdy zadzwonił. Odebrałam po dłuższej chwili. Był taki opanowany, spokojny, jakby coś brał. Nie znałam go takiego. Nie. Nie, w tej kwestii. Gdy dzwonił Oskar, wiadomo było, że ma coś ważnego do zakomunikowania i trzeba było odebrać…

Było po 10. Czułam się taka nieprzytomna, gdy zadzwonił do drzwi. Tak, to Oskar, cudowny przyjaciel od najmłodszych lat. Cały, zdrowy i trzeźwy. I nie na prochach. Co jest grane?

Zaparzyłam herbatę, a mój przyjaciel przyniósł nawet jakieś super kaloryczne ciasto. Było przepyszne! To było naprawdę miłe, z jego strony… A ja miałam wrażenie, że tylko czeka, że zaraz zrobię coś, co mogłoby stanowić dla niego rozrywkę.

Wiedziałam, że coś jest nie tak!

Nawet próbowałam wypatrzeć to w jego zachowaniu. I rzeczywiście wyglądał na trochę nawiedzonego… Wstał z fotelu i wykrzyczał mi, że moje ostatnie prace cieszą się ogromnym uznaniem wśród środowiska plastycznego. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie chodzi o mnie. A jednak! To od razu poprawiło mi nastrój...


Popołudniem Oskar opuścił mnie i zostawił z radosną wieścią. I to był jeden z najlepszych dni z jego udziałem. A ja i tak nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Jest tak dobrze, że aż za dobrze…

I to co, że wieczór będę spędzać sama! To nie mam najmniejszego znaczenia… Dziś jest tak cudownie, że tylko koniec świata, może to popsuć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz